Żwir alei parkowej głośno chrzęścił mi pod stopami, gdy późnym popołudniem wybrałam się na spacer, by odetchnąć w końcu świeżym powietrzem i rozprostować plecy oraz nogi po długotrwałym siedzeniu przy biurku. Jesienne słońce delikatnie muskało mnie po twarzy, przez co często mrużyłam oczy. Nareszcie uwolniłam się od tej całej nauki, sprawdzianów i ogólnego stresu, który w ostatnich dniach dawał mi się we znaki. Głęboko wdychałam powietrze i rozkoszowałam przyjemnym dniem. Postanowiłam przysiąść na pobliskiej ławeczce, która stała samotnie pomiędzy dwiema okazałymi, starymi wierzbami, których gałęzie sięgały aż po samą ziemię. Dookoła mnie nie było widać żadnych ludzi. Uśmiechnęłam się szeroko i rozsiadłam na siedzeniu. Wyciągnęłam nogi przed siebie i przymknęłam powieki. Leciutki szum zeschłych liści koił moje nerwy. Nie docierały tu żadne dźwięki z hałaśliwej ulicy, co sprawiało, że w spokoju mogłam się wyciszyć. Z niedużego jeziorka naprzeciw mnie dochodził plusk wody, który rodził się pod wpływem machnięć skrzydłami dzikich kaczek. Ni z tego, ni z owego zaczęłam nucić melodię jakiejś piosenki. Pewnie musiałam słyszeć ją gdzieś w radiu. Zmierzwiłam dłonią moją niesforną grzywkę, a potem znów wsadziłam ręce w kieszenie kurtki i wtuliłam twarz w gruby szal, który owinęłam luźno wkoło szyi. Byłam niezłym zmarzluchem, więc wolałam uniknąć jakiegoś przewiania, które później skutkowałoby przeziębieniem. Wsłuchiwałam się w dźwięki otaczającej mnie przyrody i sama również śpiewałam. Cichutko, by nikt nie usłyszał. W pewnym momencie oddałam się chwili, przez co w ogóle nie kontrolowałam głosu. Nie zdołałam zamilknąć w porę i moje wycie dotarło do uszu chłopaka, który nagle wyłonił się spośród zawiłych gałęzi drzewa, rosnącego na lewo od ławki. Wyglądał na trochę speszonego, puścił mi króciutkie, przelotne spojrzenie znad okularów, które szybko poprawił. Wyglądało to tak, jakby nie chciał żebym zobaczyła jego oczy. Wyszedł na alejkę. Był dość wysoki, z pewnością miał około 190-ciu centymetrów wzrostu. Twarz pociągłą, z jasną cerą, prawie bez skazy. Zdążyłam też dopatrzeć się, naprawdę leciuteńkiego zarostu, który wbrew pozorom bardzo mu pasował pomimo tego, że wyglądał na góra dziewiętnaście lat. Na nosie miał czarne okulary przeciwsłoneczne, przez co nie mogłam zobaczyć jego oczu, co lekko mnie zirytowało. Był szczupły, a na sobie miał dżinsowe, wąskie spodnie, czerwoną koszulę w kratę zapiętą po ostatni guzik i czarne trampki. Grzywka szatyna była ułożona do góry i ogólne wrażenie jakie wywarł na mnie było powalające, tak bardzo, że momentalnie zarumieniłam się ze wstydu.
- Nie przeszkadzaj sobie - rzekł w moją stronę. Wzruszył ramionami i leciutko uniósł prawy kącik ust. Trwało to może kilka sekund i już go nie było. Nie zdążyłam mu odpowiedzieć ani zrobić cokolwiek. Schowałam twarz w dłonie i zaśmiałam się cicho. Co też o mnie pomyślał? Nie zamierzałam się nad tym zastanawiać, bo wiedziałam, że z tej strony nie chciałam się nikomu publicznie pokazać. Przychodziłam tu tak często jak tylko mogłam i raczej nie zauważyłam go wcześniej. Czyżby był zwykłym przejezdnym? Nie wiem dlaczego ale wpadło mi do głowy, że kojarzę tego chłopaka. Jak zwykle była to moja pokręcona wyobraźnia. Słońce zdążyło już schować się za koronami drzew, gdy wstałam i postanowiłam wrócić już do mieszkania. Gdzieś w moich myślach krążyły pytania odnośnie dziwnego spotkania. Nie wiedziałam dlaczego mimowolnie powracałam do tej sytuacji. Przygryzłam dolną wargę i ruszyłam w drogę powrotną. Ściemniało się coraz bardziej i przyśpieszyłam kroku. Jeszcze dwieście metrów i będę w domu. Zakręt, widzę drzwi wejściowe do bloku, nad którymi pali się słabe światło.
Drrrr!
Telefon odezwał się w kieszeni. Zatrzymałam się w pół kroku i odczytałam wiadomość, której nadawcą była mama.
"Kochanie mogłabyś kupić gdzieś po drodze bułki?"
Wystukałam na ekranie odpowiedź i odwróciłam się plecami do budynku. Wiatr wzmógł się i nieprzyjemnie chłostał po twarzy zimnym powietrzem. Naciągnęłam na głowę kaptur i obrałam sobie za cel najbliższy supermarket.
_________________________________________________
Więc tak oto mamy pierwszy rozdział. Jeśli wkradły się jakiekolwiek błędy bardzo przepraszam, ale mam małe problemy ze sprzętem. Wszystko się powoli rozkręca. Mam ogromną nadzieję, że spodoba się Wam to opowiadanie i zostaniecie ze mną do końca :)
***
Powoli, krok po kroku wspinałem się po kolejnych schodkach prowadzących na pierwsze piętro, gdzie mieścił się mój nieduży pokój. Przed oczami nadal miałem pannę, którą niechcący nakryłem na śpiewaniu w parku. Znajdowałem się już w środku. Za oknem robiło się coraz ciemniej i widziałem jak na ulicy przy moim domu zapaliła się lampa uliczna. Rozpiąłem i ściągnąłem koszulę, i przewiesiłem przez oparcie krzesła, które od jakiegoś czasu domagało się bym ściągnął już nadmiar ubrań pozostawionych na nim, właśnie w taki sam sposób jak teraz. Przejechałem dłońmi po gołej klatce piersiowej i łapiąc byle jaką koszulkę ze stosu założyłem ją na siebie. Musiałem przyznać, że dziewczyna była bardzo ładna, a melodia jaką śpiewała przypominała mi którąś ze starych piosenek. Podszedłem do łóżka i z intempem runąłem na nie plecami, wpatrując się w sufit. Całkowicie zapomniałem o okularach i odchodząc puściłem jej oczko, którego ona nie zobaczyła...bo były to okulary przeciwsłoneczne! Wyszedłem na kompletnego debila. Przekręciłem głowę na bok i dostrzegłem aparat leżący na biurku. Dzisiaj nie dam rady. Znów przełożę to na jutro, tak samo listy. Świadomie czułem, że powoli rozpadam się wewnętrznie. Leżałem tak przez jakiś czas, aż odczułem, że cztery ściany duszą mnie i przytłaczają coraz bardziej. Nie rozmyślając nad swoim postępowaniem szybkim krokiem opuściłem pokój, zbiegłem po schodach, a w przedpokoju szybkim ruchem złapałem za klucze od auta oraz kurtkę, w której jak się domyślałem powinna być moja fajka i telefon. Wychodząc z domu słyszałem za sobą wołanie mamy. Otworzyłem garaż, z lamp błysnęło ostre, jasne światło, do którego moje oczy musiały się przystosować. Napawałem się widokiem samochodu, był niesamowity. Usiadłem za kierownicą i wyjechałem najpierw z pomieszczenia, a następnie z posesji. Dodałem gazu._________________________________________________
Więc tak oto mamy pierwszy rozdział. Jeśli wkradły się jakiekolwiek błędy bardzo przepraszam, ale mam małe problemy ze sprzętem. Wszystko się powoli rozkręca. Mam ogromną nadzieję, że spodoba się Wam to opowiadanie i zostaniecie ze mną do końca :)
Sprawy organizacyjne:
▫Odcinki powinny się pojawiać co tydzień, ewentualnie co półtora tygodnia.
▫Jeśli chcecie podzielić się ze mną własnymi blogami, to zapraszam Was do zostawiania mi linków w komentarzach.
▫Zapraszam również do zaobserwowania bloga (taki przycisk jest po prawej stronie przy moim zdjęciu). Usprawni mi to błyskawiczne powiadamianie Was o nowym poście.
▫W opowiadaniu zbieżność osób i nazwisk jest przypadkowa. Są to sytuacje całkowicie fikcyjne, które nigdy nie miały miejsca.
▫Wszelkie pytania do mnie możecie zostawiać na asku: ask.fm/Sovia13
Dziękuję za dzisiaj i pozdrawiam!
Ps. Ponieważ sylwester już jutro to chciałam Wam złożyć noworoczne życzenia. By ten 2016 rok był o niebo lepszy od tego, byście spełnili w nim swoje marzenia, a także postanowienia. Szczęśliwego nowego roku! :)
Genialne opowiadanie! Czekam na dalszy ciąg :) szczęśliwego nowego roku ;)
OdpowiedzUsuńnieustraszonaaa.blogspot.com