4 lutego 2016

V

Biegłem. Ciągle. Nieustannie. Powoli brakowało mi tchu. Serce boleśnie obijało się o żebra, próbując nadążyć pompować krew. Widziałem pod cienką warstwą skóry na nadgarstkach fioletowe i granatowe nitki - żyły. Chciałem przestać ale w ogóle nie panowałem nad swoim ciałem. Ono samo wykonywało za mnie ruchy. Byłem uwięziony w samym sobie. Myśli kłębiły mi się w głowie. Zbierało się ich tam setki, tysiące, miliony. Skronie pulsowały, wywołując tępy ból. Coraz mocniej i mocniej. Zacząłem widzieć mroczki przed oczami. Omdlewałem, by zaznać kilku sekund ukojenia ale zaraz z powrotem powracałem i doznawałem kolejnych tortur. Upadłem. I gdy już myślałem, że oszaleję, że nie wytrzymam, że umrę w męczarniach własnego ciała, pojawił się ktoś. Najpierw majaczyła gdzieś w oddali tylko smukła sylwetka. Ból jeszcze mocniej dawał się we znaki, jak gdyby bał się zbliżającej się istoty. Krzyczałem. Błagałem żeby to się skończyło. Postać niespiesznie przybliżała się o kolejne milimetry. Dałem za wygraną. Zamknąłem oczy czekając na koniec. Nie nadchodził. Drżałem. Resztkami sił znów uniosłem ciężkie jak z ołowiu powieki. W odległości metra stała kobieta. Jej kontury mieniły się jasnym blaskiem. Dziewczyna. Ona. Jedno spojrzenie i wszystko ustało: ból, drżenie, łomotanie serca. Byłem jak oniemiały. Nie potrafiłem wykrztusić słowa. Utraciłem zdolność mówienia.
- Jestem - głos, który usłyszałem dochodził zewsząd, ale ja wiedziałem kto wypowiedział te słowa. Dziewczyna stojąca nade mną. Przykucnęła obok i swoimi lazurowymi oczyma wędrowała po mojej twarzy. Miała delikatne rysy, pełne różane usta, idealny nos i kilka drobnych pieprzyków. Jej wargi nieznacznie ułożyły się w delikatny uśmiech. Delektowałem się jej spojrzeniem i jak urzeczony doszukiwałem się czegoś w tych niepowtarzalnych oczach. Ciemne, długie włosy falowały i okalały tą piękną buzię, która zdawała się przybliżać w moją stronę. Jednak nic mi się nie zdawało. Już po chwili smakowałem jej ust. Muskały moje wargi z ogromną czułością. Odwzajemniłem ten pocałunek. Niespiesznie znów poddałem się pieszczocie. Podniosłem dłoń i najlżej jak tylko potrafiłem, położyłem ją na zarumienionym policzku dziewczyny. W tej oto chwili czar prysł. Panna rozpłynęła się w powietrzu. Znów byłem sam. Przyszły kolejne spazmy bólu, obecnego w każdym nerwie...

Usiadłem na łóżku. Oddychałem ciężko i cały byłem zlany potem. Wymacałem z boku lampkę i zapaliłem światło. Błysnęło mi po oczach, więc zakryłem je ręką. Gdy otrząsnąłem się z sennego koszmaru rozejrzałem się po pokoju. Nadal w nim byłem. Leżałem w swoim łóżku. Nic się nie stało. To tylko głupi sen. Nie jestem babą, żeby przejmować się takimi rzeczami. No właśnie...baba. Kobieta. Ta dziewczyna. Pojawiła się w moim śnie. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się śnić o kimś kogo zaledwie widziałem dwa razy. W dodatku całowaliśmy się. Chciałem wyrzucić ją z moich myśli. Zapomnieć, że istnieje, że miałem z nią styczność. W głowie huczało mi od natłoku myśli. Powieki zaczęły ciążyć i nawet światło lampki przestało już drażnić. Czułem, jak wszystkie siły mnie opuszczają. Nie wiem kiedy znów zapadłem w niespokojny, męczący sen.
***
Skrzypienie podłogi. Ciche kroki. Przekręciłem się na bok i zobaczyłem mamę, która zbierała brudne ubrania z krzesła obrotowego. Lampka, którą włączyłem w nocy, była zgaszona. Uśmiechnęła się do mnie lekko. Patrzyłem na nią zasępiony, ziewając. Wiedziałem, że wyglądam okropnie pomimo tego, iż nie widziałem siebie w lustrze. Za oknem pięknie świeciło słońce i bezwstydnie zaglądało do środka, chcąc jakby wydrzeć z niego wszystkie skrywane tajemnice. Przejechałem dłońmi po policzkach, by odgonić te durne myśli.
- Dzień dobry! - przywitała się, a kąciki jej ust opadły. - Późno wczoraj wróciłeś...- zaczęła. Nie miałem siły, również ochoty na tą rozmowę. Zamknąłem oczy. Chciałem schować się po kołdrą i nie wychodzić spod niej przez najbliższy tydzień. Moje życie walało się z kąta w kąt. Miałem tego dość.
- Pomogłem komuś zawieźć do szpitala pobitego chłopaka - rzuciłem szybko. Przez jej twarz przebiegło zdziwienie. Przyglądnęła mi się  z dumą. Skończyła zbierać rzeczy i wyszła. Nie spiesząc się wyszedłem z pokoju. Słysząc nastawianie pralki w łazience postanowiłem najpierw zjeść śniadanie.
***
Poranek przywitał mnie cieplutkimi promieniami słońca. Miałam dobry humor do czasu, gdy przypomniałam sobie zdarzenia minionego wieczoru. Wiedziałam, że nie wykręcę się od rozmów z mamą, rodzicami Krzyśka, policjantami. W duchu modliłam się, by nie spotkać chłopaka z jego dziwnym zachowaniem. Kompletnie nie potrafiłam go rozgryźć, wyczuć o co mu chodzi. Chował swoją prawdziwą twarz za maskami, które zmieniały się jak w kalejdoskopie. Odpychał mnie, ale jednocześnie intrygował. Do tego stopnia, że nie mogłam wyrobić sobie o nim zdania. Raz chciałam go bliżej poznać, a za chwilę udusić, rozszarpać. Był niezłym ziółkiem.
Zapinałam botki w przedpokoju przed lustrem gdy zadzwonił mój telefon. Rodzicielka zdążyła przeprowadzić ze mną wywiad przy śniadaniu, a tato już od dawna siedział za biurkiem w pracy. Dzwonił nieznany numer. Szybko wcisnęłam zieloną słuchawkę. Po kilku minutach rozmowy dowiedziałam się, że jak najszybciej mam pojawić się w szpitalu. Krzyknęłam w głąb domu:
- Wybieram się do szpitala. Mam ze sobą komórkę.
Przemierzałam kolejne ulice, skrzyżowania, pasy. Byłam już całkiem niedaleko ogromnego budynku. Zostało mi do przejścia jakieś 700 metrów. Zatrzymałam się przy krawężniku i rozglądnęłam się w lewo oraz w prawo, by sprawdzić czy bezpiecznie mogę przejść na drugą stronę. Nadjeżdżał samochód. Usłyszałam pisk opon i dźwięk opuszczanej szyby. Z wnętrza pojazdu usłyszałam głos, który wywołał na moim ciele gęsią skórkę.
----------------------
Ach, to chyba mój drugi post na tym blogu, z którego jestem w pełni zadowolona :) Z tego miejsca chciałam podziękować każdemu kto tu zagląda i komentuje - ogromne podziękowania, to dla mnie wielki kopniak oraz motywacja do dalszego pisania :)
Zapraszam do wyrażania swojej opinii oraz podsyłania linków do swoich opowiadań czy też blogów o innej tematyce. Za wszystkie błędy przepraszam.
Dziękuję za dzisiaj i serdecznie pozdrawiam!

3 lutego 2016

IV

Patrzyłam jak chłopak wskakuje za kierownicę swojego auta i odpala silnik. Byłam na niego wściekła. Miałam ochotę go udusić. Moje pierwsze wrażenie z parku o nim całkowicie różniło się od tego co właśnie zobaczyłam. Wydał mi się sympatycznym człowiekiem, jednak myliłam się co do niego, i to bardzo. Wyjeżdżając z parkingu szpitala minął mnie błyskając światłami. Dostrzegłam w ułamku sekundy jego twarz oświetloną latarnią drogową. Wyglądała oszałamiająco groźnie i przystojnie. Cienie uwydatniły jego kości policzkowe oraz nieprzeniknione, czarne oczy. Nasze spojrzenia się spotkały. Zmusiłam się do odwrócenia wzroku i wymazania z pamięci tego obrazu. Byłam pewna, że będzie mnie odwiedzał w najbliższym czasie często. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego po dzisiejszym wieczorze. Dopiero go spotkałam, a już żywiłam do niego negatywne emocje. Odwróciłam się w stronę dużego, oświetlonego budynku. Zamierzałam dowiedzieć się co dzieje się z Krzyśkiem.
***
- Czy mogłaby mi pani powiedzieć co dzieje się z chłopakiem, który niedawno został przywieziony przeze mnie i... - nie wiedziałam jak nazwać osobę, która mi pomogła. - Przeze mnie - dokończyłam trochę zdławionym głosem. Nachyliłam się w stronę recepcjonistki i minimalnie się uśmiechnęłam.
- Jest teraz na badaniach. Czy pani jest z rodziny? - zaczęła przebierać w stosie papierów pod jej rękoma. Spoglądnęła na mnie szybko. - A z panią wszystko w porządku? Nie wygląda pani za dobrze - zmarszczyła czoło i widać było, że w końcu zainteresowała się mną.
- Naprawdę czuję się świetnie - machnęłam lekceważąco dłonią. - Może troszkę jestem zmęczona ale to nic. Jestem byłą dziewczyną Krzyśka - westchnęłam i rozglądnęłam się dookoła. Wszędzie było biało-zielono. Pod ścianami stały rzędem krzesełka, a nad nimi wisiały różne, kolorowe plakaty z informacjami o chorobach. O tej porze kończyły się wizyty u chorych, więc na korytarzach zobaczyłam wielu ludzi zmierzających w stronę wyjścia głównego. Pielęgniarki chodziły od pokoju do pokoju. Salowy gdzieś w rogu szykował sprzęt do sprzątania.
- ...niech pani usiądzie gdzieś tu niedaleko i poczeka na służby. Jak tylko pan Lisiecki wróci z badań postaram się przekazać co z nim jest - usłyszałam z ust kobiety koniec jej wypowiedzi. Skinęłam tylko głową na znak, że zrozumiałam co do mnie powiedziała i odeszłam na bok. Znalazłam gdzieś na uboczu wolne krzesełko. Opadłam na nie z westchnieniem i schowałam twarz w dłonie, opierając łokcie na kolanach. Pod opuszkami palców poczułam, że na policzkach mam zaschnięte błoto. Wzrokiem przeczesałam jeszcze raz hol szpitala. Nie dostrzegłam żadnych drzwi, które mogłyby się okazać drzwiami do łazienki. Podniosłam się z siedzenia i podeszłam do przypadkowej osoby, która wyglądała jakby tu pracowała.
- Przepraszam. Gdzie znajdę tu toaletę? - zmusiłam się do uśmiechu. W moją stronę obrócił się mężczyzna. Był to salowy, którego wcześniej widziałam. Oceniłam, że miał ponad dwadzieścia lat. Ciemne blond włosy ułożone w nieładzie i niebieskie oczy. Był ze mną równy wzrostem.
- Idź tamtym korytarzem do końca - wskazał machnięciem ręki kierunek, w który miałam się udać. - Na końcu wejdź w prawe drzwi - wzruszył ramionami i uśmiechnął się. Podziękowałam mu. Z ulgą poszłam we wskazane miejsce. W środku opłukałam buzię i zmyłam z niej cały brud. Umyłam zranione dłonie i wróciłam na krzesełko. Oparłam się wygodnie o ścianę i czekałam.
***
Po jakimś czasie ktoś mnie obudził. Jasne światło boleśnie raziło oczy. Musiałam mrugać przez kilka sekund, żeby przyzwyczaić się do blasku żarówek. Obok siedziała młoda pielęgniarka i przyglądała mi się z nieodgadniętym wyrazem twarzy.
- Przepraszam, że cię obudziłam ale chciałaś wiedzieć co dzieje się z twoim chłopakiem - zaczęła.
- Byłym - szybko ją poprawiłam. - Proszę mówić - wyprostowałam się i poczułam ból w mięśniach wywołany moją pozycją, w której spałam.
- No więc...jest mocno pobity. Ma lekkie wstrząśnienie mózgu. Ciało w  siniakach i zadrapaniach. Stan ogólny poprawny - zaczęła wymieniać, a z każdym jej słowem robiło mi się lżej na duszy. - Gdy spałaś była policja. Nie budzili cię, bo dostali zeznania od chłopaka, z którym przywiozłaś poszkodowanego. Uznali więc, że skontaktują się z tobą jutro - uśmiechnęła się pocieszająco. Moje myśli zaczęły szaleńczo gonić. Jednak został.  - Dzisiaj nie możesz już go odwiedzić. Pójdź do domu. Późno już - wstała i poprawiła swój ubiór. Odchodząc dodała jeszcze: - Zostaw w recepcji jakiś telefon kontaktowy.
Przetarłam oczy. Może jednak nie był taki zły? Po co ja w ogóle zawracam sobie tym człowiekiem głowę? Odgoniłam wszelakie myśli i podeszłam do lady, za którą siedziała kobieta. Chyba mnie poznała bo wyciągnęła w moją stronę karteczkę z długopisem i nie odezwała się ani słowem. Zapisałam na papierze ciąg liczb. Na koniec podpisałam się imieniem oraz nazwiskiem, przesunęłam oba przedmioty w stronę dłoni recepcjonistki.
- Do widzenia! - pożegnałam się i opuściłam budynek bardzo powoli. Byłam zmęczona, głodna, a głowa rozbolała mnie od natłoku myśli. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do rodzicielki. Wystraszona powiedziała mi, że zaraz będzie na miejscu. Objęłam się rękoma i wystawiłam twarz w stronę wiejącego wiatru, by orzeźwić się chociaż troszkę. Przymknęłam powieki i rozkoszowałam się zimnymi podmuchami, które straciły na sile przez czas kiedy znalazłam się w szpitalu. Zrobiło się ciemniej niż przedtem. Całkowicie pogubiłam się w godzinach, więc musiałam sięgnąć po komórkę. Na wyświetlaczu widniała 20:54. Nie mogłam uwierzyć, że tyle czasu przeleciało mi przez palce. Obejrzałam się za siebie i dostrzegłam postać wychodzącą z budynku. Tego było już za wiele. To chłopak, który pomógł mi z przewiezieniem Krzyśka tutaj. Musiał mnie nie zauważyć, bo ruszył w lewo i szybkim krokiem skierował się na parking. Musiałam przyznać, że zadziwiał mnie za każdym razem kiedy go spotykałam. W tej samej chwili zatrzymała się obok mama i szybko wskoczyłam na siedzenie pasażera.
__________________________________
Jakoś skleciłam ten rozdział ;) Mam ogromną nadzieję, że wyszło z tego cokolwiek. Przepraszam z całego serca, że musieliście tyle czekać na kolejną część ale w ostatnich dniach sporo się działo i nie miałam głowy ani weny do pisania.  Zachęcam do pozostawienia po sobie komentarza z opinią :)
Dziękuję za dzisiaj i serdecznie pozdrawiam!
Ps. Jeśli pojawią się jakieś błędy - przepraszam.